Pożary pojazdów elektrycznych (EV) to temat, który regularnie wraca na nagłówki portali i do komentarzy w mediach społecznościowych. Czasem wystarczy zdjęcie dymiącego auta, by natychmiast rozpoczęła się lawina: „elektryk się pali!”, „baterii się nie da ugasić!”, „EV to tykająca bomba!”. Ale czy te emocje mają pokrycie w danych? Czy faktycznie mamy do czynienia z realnym, poważnym zagrożeniem – czy raczej z medialnym zjawiskiem?
W tym artykule przyjrzymy się najnowszym statystykom, technicznym realiom oraz narracjom wokół pożarów samochodów elektrycznych. Celem nie jest bagatelizowanie ryzyka, ale zbudowanie szerszego, bardziej wyważonego obrazu, opartego na liczbach i faktach.
Skala zjawiska – ile naprawdę pali się elektryków?
Zacznijmy od najważniejszego pytania: jak często faktycznie dochodzi do pożarów samochodów elektrycznych w Polsce?
Według danych opublikowanych przez PSNM (Polskie Stowarzyszenie Nowej Mobilności), od 2020 roku doszło do 87 pożarów samochodów elektrycznych. W tym samym czasie liczba zarejestrowanych pojazdów elektrycznych w kraju przekroczyła 100 000.
To oznacza, że statystycznie dochodzi do mniej niż 1 pożaru na każde 1 100 samochodów elektrycznych. Czy to dużo? Dla porównania, w przypadku samochodów spalinowych, zgodnie z danymi Państwowej Straży Pożarnej, pożary pojazdów należą do jednej z najczęstszych kategorii interwencji – rocznie notuje się ich kilka tysięcy.
Wniosek: samochody elektryczne nie palą się częściej niż inne auta – wręcz przeciwnie.
Dlaczego samochody elektryczne się palą? I kiedy to naprawdę bateria?
Narracja medialna często brzmi: „bateria się zapaliła, nie dało się jej ugasić”. Rzeczywistość jest jednak bardziej złożona.
Z analizy PSNM wynika, że:
- Około 50% pożarów EV dotyczyło rzeczywiście baterii trakcyjnej.
- W pozostałych przypadkach pożar dotyczył innych części pojazdu – często instalacji elektrycznej lub komory silnika (w hybrydach) – a bateria pozostała nietknięta.
- 13% przypadków to pożary przeniesione z zewnątrz (np. z sąsiedniego pojazdu) lub celowe podpalenia.
Dodatkowo warto pamiętać, że auta elektryczne też się starzeją – część z nich ma już po 10–14 lat, część była naprawiana, sprowadzana z zagranicy, uczestniczyła w wypadkach. Nie każde EV na rynku to nowy, idealnie serwisowany pojazd.
Czy baterii naprawdę nie da się ugasić?
To jeden z największych mitów. Faktem jest, że pożar baterii litowo-jonowej jest zjawiskiem trudniejszym do opanowania niż pożar tradycyjnego silnika spalinowego. Bateria może się ponownie zapalić, jeśli została uszkodzona mechanicznie lub przegrzana.
Ale czy to oznacza, że trzeba ją gasić przez 24 godziny? Nie.
Z danych PSNM wynika, że średni czas akcji gaśniczej dla pojazdu elektrycznego to 2 godziny i 39 minut. Nie „cała doba”, nie „tydzień”, jak lubią to przedstawiać komentarze internetowe.
Dłuższy czas wynika nie z tego, że ogień nie daje się ugasić, ale z procedur bezpieczeństwa stosowanych przez straż pożarną:
- EV po ugaszeniu często są schładzane i izolowane, by zapobiec samozapłonowi,
- czasem stosuje się kontrolowane wypalenie baterii w bezpiecznym miejscu,
- niektóre modele wymagają użycia specjalnych kontenerów wodnych lub piany gaśniczej.
Wniosek: procedury są dłuższe, ale to nie znaczy, że samochód elektryczny pali się dłużej.
Dlaczego temat EV + ogień tak dobrze się klika?
Odpowiedź jest prosta: strach się sprzedaje:
- „Elektryk się zapalił” to nagłówek, który gwarantuje kliknięcia.
- „Diesel się spalił” – brzmi jak coś, co się po prostu zdarza.
- Kiedy płonie samochód, pierwszym podejrzanym zawsze jest EV, nawet jeśli okazuje się później, że był to hybrydowy SUV lub stary Opel na gazie.
Dodatkowo – ludzie wciąż uczą się nowego typu napędu. Coś, czego nie znamy, automatycznie wydaje się bardziej ryzykowne.
Do tego dochodzi niechęć części środowisk wobec transformacji energetycznej i elektromobilności – a każda informacja o pożarze EV staje się dla nich „argumentem koronny”.
Co realnie wpływa na bezpieczeństwo EV?
Największy wpływ na bezpieczeństwo pojazdów elektrycznych ma sposób ich ładowania i jakość infrastruktury.
a) Tryb ładowania: mode 2 vs. mode 3 i 4
Niestety, wciąż wiele osób ładuje EV z gniazdka domowego (tzw. mode 2). To nie tylko niezalecane – to po prostu ryzykowne. Instalacje domowe nie są projektowane pod długotrwałe obciążenia na poziomie 10–16 A. Brakuje zabezpieczeń, a przegrzewające się gniazdka mogą być realnym źródłem pożaru.
Ładowanie z gniazdka to proszenie się o kłopoty. W skrajnych przypadkach – to kryminał.
Tymczasem:
- mode 3 (ładowanie przez wallbox z dedykowaną instalacją, zabezpieczeniami i kontrolą parametrów) to standard, który powinien być minimum w każdym domu czy garażu,
- mode 4 (szybkie ładowarki DC) to rozwiązanie publiczne, z pełnym nadzorem nad procesem, odpowiednim chłodzeniem i zabezpieczeniami.
Jeśli chcemy mówić o bezpieczeństwie EV, to trzeba zacząć od zapewnienia bezpiecznego, dedykowanego źródła zasilania.
b) Instalacja i zabezpieczenia
- Obowiązkowe powinny być zabezpieczenia różnicowoprądowe (RCD),
- Odpowiednio dobrana instalacja z osobnym obwodem, bez przedłużaczy i prowizorki,
- Profesjonalny montaż wallboxa lub stacji AC/DC – nie „szwagier-elektryk po godzinach”.
c) Stan infrastruktury w budynku
- Wspólnoty mieszkaniowe powinny zlecać ekspertyzy dopuszczalności instalacji EV,
- Należy ocenić moc przyłączeniową, stan rozdzielni, zabezpieczeń oraz ewentualne możliwości rozbudowy,
- Brak przygotowanej infrastruktury to główna przeszkoda w rozwoju ładowania prywatnego i półpublicznego.
Co robić, by zminimalizować ryzyko?
- Korzystać z autoryzowanych serwisów i instalatorów,
- Ładować na certyfikowanych stacjach,
- Regularnie serwisować pojazd,
- Nie ignorować sygnałów ostrzegawczych (np. błędów systemu BMS),
- Po kolizji – zawsze przeprowadzać kontrolę baterii.
Czy naprawdę jest się czego bać?
Oczywiście – pożar auta to zawsze poważna sprawa. Tak samo jak pożar mieszkania, urządzenia AGD czy transformatora. Ale nie każde zagrożenie jest powodem do paniki.
Fakty są takie:
- EV nie palą się częściej niż inne auta,
- Pożary baterii zdarzają się, ale są statystycznie marginalne,
- Procedury gaśnicze są dłuższe, ale mają swoje techniczne uzasadnienie,
- Większość przypadków to nie wina samego EV, ale warunków zewnętrznych lub błędów człowieka.
Jeśli więc ktoś twierdzi, że „elektryki się palą na potęgę” – warto poprosić o dane.
A potem… po prostu jechać dalej. Na prąd. Spokojnie.
Podsumowanie
Pożary EV to temat głośny, ale nie zawsze oparty na faktach. Emocje, strach i medialne uproszczenia tworzą atmosferę nieufności wobec technologii, która w rzeczywistości jest coraz bezpieczniejsza.
Czy można zignorować ryzyko? Nie. Ale czy trzeba demonizować każdy przypadek? Też nie.
W nowej mobilności, jak w każdej zmianie – najwięcej pali się na etapie przejściowym. I najczęściej nie są to auta, tylko głowy.